[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mieszczenia nielicznych podróżnych, którzy przed przejściem granicy chcieli odpocząć
w ,,Królu Macieju . Mieli tu zapewnione gościnne przyjęcie  po cenach umiarkowa-
nych  przez karczmarza troskliwego i towarzyskiego, zaopatrzonego zawsze w dobry
tytoń, którego dostarczali mu okoliczni przemytnicy. Sam Jonasz sypiał w wąskiej man-
sardzie, której koślawe okienko, dziurawiąc słomianą strzechę całą w kwiatach, wycho-
dziło na taras.
W tej to właśnie oberży, tegoż samego wieczoru 29 maja miało miejsce zgromadze-
nie najtęższych głów Werstu: sędziego Koltza, bakałarza Hermoda, leśniczego Nika Dec-
ka, około tuzina najbardziej liczących się mieszkańców wioski, a także pasterza Frika,
który nie był wcale najmniej ważną postacią pośród tych osobistości. Na zebraniu nota-
bli brakowało jedynie doktora Pataka. Wezwany w ogromnym pośpiechu przez jedne-
go ze swych starych pacjentów, który nie oczekiwał niczego więcej, jak tylko zejścia na
tamten świat, obiecał przybyć, gdy tylko jego usługi będą już zbędne nieboszczykowi.
W oczekiwaniu na pielęgniarza rozprawiano o poważnym wydarzeniu tego dnia,
lecz bynajmniej nie bez jedzenia czy picia. Jednym Jonasz podawał rodzaj masy lub cia-
sta z kukurydzy, znanego tu pod nazwą mamałygi, która wcale nie jest zła, gdy poleje się
23
ją świeżo udojonym mlekiem. Innym co i rusz nalewał mocne likiery, które przepływa-
ją przez rumuńskie gardła jak czysta woda,  sznapsy , które kosztują nie więcej niż pół
sou za kieliszek, a najczęściej rakiję, tę piorunującą wódkę ze śliwek, której produkuje
się sporo w regionie Karpat.
Trzeba nadmienić, że szynkarz Jonasz  taki był zwyczaj w tej oberży  nie obsłu-
giwał gości przy szynkwasie. Podawał jedynie przy stołach, wiedząc, że gość siedzący
skonsumuje więcej niż stojący. Tego wieczoru interes szedł dobrze, ponieważ wszystkie
stołki oblężone były przez klientów. Jonasz biegał od jednego stołu do drugiego z kon-
wią w ręku, napełniał kubki opróżniające się bezustannie.
Było wpół do dziewiątej wieczorem. Perory trwały już od zmierzchu, ale dotychczas
nie uzgodniono, co należy robić. Lecz ci dzielni ludzie byli zgodni w jednym punkcie:
jeśli zamek Karpaty jest zamieszkany przez nieznane istoty, będzie to równie niebez-
pieczne dla wsi Werst, jak beczka prochu u bram miasta.
 To bardzo poważna sprawa!  rzekł sędzia Koltz.
 Bardzo poważna!  powtórzył nauczyciel między dwoma pyknięciami swej nie-
odłącznej fajki.
 Bardzo poważna!  powtarzała reszta.
 Bez wątpienia  podjął Jonasz  zła sława fortecy wyrządziła już wiele szkód
w okolicy...
 A teraz będzie jeszcze gorzej!  wykrzyknął nauczyciel Hermod.
 Cudzoziemcy pokazywali się tu niezbyt często...  dorzucił z westchnieniem sę-
dzia Koltz.
 A teraz, nie będzie ich wcale!  dodał Jonasz wzdychając do wtóru sędziemu.
 Nawet wielu mieszkańców zamierza się wyprowadzić!  zauważył jeden z piją-
cych.
 Ja będę pierwszy!  wykrzyknął jakiś wieśniak z okolicy.  Wyjadę, gdy tylko
uda mi się sprzedać moje winnice...
 Na które nie znajdziesz nabywców, mój stary!  dorzucił karczmarz.
Widać wyraznie, o co szło w tych rozmowach poważnych notabli. Ponad strach, któ-
ry wzbudzał zamek Karpaty, wysunęła się teraz troska o ich interesy, poszkodowane
w sposób godny pożałowania. Nie ma podróżnych  odczuwa to Jonasz w dochodach
ze swej oberży. Nie ma cudzoziemców  i sędzia Koltz doznaje uszczerbku w poborze
myta, którego suma zmniejsza się krok po kroku. Nie ma nabywców na ziemie przełę-
czy Vulkan  i właściciele nie mają komu jej sprzedać, nawet za bezcen. Trwa to już od
lat, a powstaje obawa, że ta sytuacja, dotąd bardzo szkodliwa, może się jeszcze pogor-
szyć.
Rzeczywiście, jeżeli tak się działo, gdy duchy fortecy zachowywały się spokojnie i po-
zostawały w ukryciu, to co będzie, gdy teraz ujawnią swoją obecność przez zjawiska na-
24
macalne! Pasterz Frik czuł, że musi to powiedzieć, lecz głos miał niepewny:
 Chyba trzeba będzie?...
 Co?  zapytał sędzia Koltz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •