[ Pobierz całość w formacie PDF ]

malni kawalerowie współzawodniczą o kobiety, zgadza się? To tak, jak maturzyści współza-
wodniczą o miejsca na dobrych uczelniach.
Jakob otwiera usta, żeby coś powiedzieć, zamyka je i znów otwiera.
- I ja jestem w sześćdziesiątym drugim centylu?
- Zgadza się.
- Innymi słowy. Jestem lepszy niż sześćdziesiąt dwa procent nowojorskich kawalerów.
- Jesteś notowany wyżej niż oni. Zgadza się.
- Ale gorszy niż co? Niż trzydzieści osiem procent?
- Trzydzieści siedem. Nie ma stu centyli.
Kelner podchodzi z tacą dań. Rozstawia je na stole i zdejmuje przykrywki: smutna
sterta warzyw na parze po stronie Jakoba, a stos połyskującego mięsa dla Slattery ego. Jakob
bierze swoje pałeczki do ręki.
- Jak doszedłeś do tych sześćdziesięciu dwóch?
- To twoje notowanie. Jest cały skomplikowany sposób do wyliczenia tego.
- Ach, więc jest cały skomplikowany sposób do wyliczenia tego. A ty? Jaką ty masz
notę?
- Dziewięćdziesiąty dziewiąty centyl - mówi Slattery, chwytając palcami kluskę i ma-
czając ją w sosie sojowym.
- Ha. Więc dobrze, poczekaj chwilkę. Kto wymyślił ten cały ranking?
- Ja.
- Ah tak, rozumiem. Ty wymyśliłeś ten ranking. I dostałeś dziewięćdziesiąt dziewięć.
To bardzo interesujące. A na czym się to opiera? Jakie jest naukowe, że tak powiem, wytłu-
maczenie...
- Nie irytuj się tak - mówi Slattery z ustami pełnymi wieprzowiny i cebulek. To jest
system. I to wcale nie znaczy, że jesteś złym człowiekiem.
- Tylko złym kawalerem.
- Nie. Ponadprzeciętnym kawalerem - Slattery wypuszcza parę z czajniczka na swoją
dłoń. - Gorące. Zamówiłeś te wszystkie warzywa i nie jesz.
- Więc jakie są kryteria? - Jakob nabija kawałek warzywa na jedną z pałeczek.
- Chcesz trochę kluseczek?... Dobra, po pierwsze pieniądze. Nie masz ich. Już to samo
wyklucza cię z pierwszych dziesięciu procent.
- Dziesięciu procent czego? Dziesięciu procent posiadaczy złota?
- Dziesięciu procent i kropka. Po drugie jesteś niski. Bez obrazy, ale wiele kobiet nie
będzie zadawać się z kimś niższym od nich. Dlaczego się tak wkurzasz? To fakt. Ile masz?
Pięć stóp i sześć cali?
- Pięć i osiem.
- Nie masz pięć i osiem.
Jakob używa pałeczki jak katapulty, żeby cisnąć strączkiem gorczycy w twarz przyja-
ciela. Slattery łapie go w powietrzu i wpycha do ust.
- Pieprz się - mówi Jakob, ale nie brzmi to przekonująco. Jest jakaś niepewność w jego
przekleństwach, jakieś zawahanie przed jego kurwami i pieprzeniem, wypowiadanymi tak,
jakby słowa przeszły przez autocenzurę. Mowa Montiego i Slattery ego jest naszpikowana
przekleństwami, ale u nich brzmi to zupełnie naturalnie.
- To po prostu fakt. I nie daj się temu zdołować - wzrusza ramionami Slattery.
Ale Jakob jest zdołowany. W szkole dojrzewał jako ostatni, Pryszczata Dziewica, typ
grany w filmach przez śmiesznie wyglądające dzieciaki z aparatem na zębach, sterroryzowane
i wyizolowane, ale tracące swoje dziewictwo z pięknościami. Jakob czuje, że ma prawo do
takiego zakończenia; czekał cierpliwie przez dziesięć lat. Nie, żeby był dziewicą - Jakob spał
z trzema różnymi kobietami, wszystkie były na swój sposób atrakcyjne - ale trzy} Dwadzie-
ścia sześć lat i tylko trzy kobiety? Wie, że nie powinien o tym myśleć w kategoriach staty-
stycznych; nie dąży do pobicia rekordu Hanka Aarona. Ale jest ciężko, gdy twoi najlepsi
przyjaciele szaleją z licealistkami, a ty oglądasz nudny talk show na dziesiątym kanale. Cięż-
ko jest uczyć o  Wielkim Gatsby , mówić o Daisy i zdawać sobie sprawę, że twoi uczniowie
dokonali więcej czynów niż ty. Trudno jest w wieku dwudziestu sześciu lat bawić się w
Pryszczatą Dziewicę, bez pryszczy i bez dziewictwa.
Przez ostatnie trzy tygodnie gwiazdą wieczornych fantazji była Mary D Annunzio, co
sprawia, że Jakobowi robi się słabo. Nie jestem zboczeńcem, mówi sobie, ale ciężko mu w to
uwierzyć. Jest za młoda, on wie, że jest za młoda, wie że nie tknąłby jej, ale Chryste, jest
przecież dziką lokatorką w jego umyśle. A jak poczekam trzy lata? Tyle mógłbym poczekać.
Pojechać na uczelnię, którą by wybrała i znalezć jej nazwisko w wykazie studentów. I wte-
dy... co? Zadzwoniłbym do niej? Co bym jej powiedział?
Cześć, Mary? Mary D Annunzio? To ja - poznajesz mnie po głosie? Nie? To ja, pan
Elinski! Z Campbell Sawyer.
O, Jezu, myśli Jakob, to żałosne. Musiałbym dowiedzieć się, gdzie mieszka i wtedy
tak coś zorganizować, żeby wpaść na nią przypadkiem.
Cześć, Mary? Mary D Annunzio? O mój Boże, co ty tu robisz? Zdawałaś tutaj? No
tak, masz rację, zupełnie zapomniałem... Ja? Właśnie przyjechałem odwiedzić przyjaciół. Co
za miła niespodzianka, wpaść przypadkiem na ciebie... Słucham?... Oczywiście, możesz po-
wiedzieć mi wszystko, co sobie życzysz... Nie, powiedz, powiedz. Umiem dotrzymywać ta-
jemnic... Byłaś we mnie zadurzona? Naprawdę?... Nie, nie, nie czuj się zakłopotana, to jest...
no dobrze nie wiem, czy wiele dziewcząt. Może kilka.
- Co cię tak cieszy? - pyta Slattery.
- Co daje ci tę notę - te dziewięćdziesiąt dziewięć? Nad tym się zastanawiam.
- Więc, jestem...
- Oprócz twojej pensji.
- Więc... - waha się Slattery.
- Czy to, że gubisz włosy nie strąca cię kilka miejsc niżej?
- Nie, wcale nie. To by przeszkadzało kobietom tylko wtedy, gdy przeszkadzałoby
mnie.
- To ci przeszkadza. - mówi Jakob.
- Nie, wcale nie.
- Oczywiście, że tak. Jeśli by ci nie przeszkadzało, to czy smarowałbyś sobie całą
głowę tym świństwem dwa razy dziennie?
Jakob wie, że niebezpiecznie jest kontynuować temat, gdy Slattery patrzy na ciebie w
taki sposób, jakbyś był małym robaczkiem pełznącym po ekranie telewizora, ale Jakob wie
również, że może sobie na to pozwolić. Slattery nigdy go nie uderzy. Jakob wciąż pamięta,
jak Slattery przegrał mecz zapaśniczy, na ostatnim roku, jego pierwszy mecz w roli kapitana
drużyny. Potem siedzieli obok siebie w szatni i Jakob próbował pocieszyć przyjaciela. Slatte-
ry kiwał się w przód i w tył z zamkniętymi oczami, z białym ręcznikiem zarzuconym na gło-
wę, a po nagich plecach spływał mu pot. Jęknął, długo i przeciągle, rzucił się w przód i ude-
rzył lewą pięścią w stojącą naprzeciwko szafkę. Wyszedł z szatni cicho i poszedł pod prysz-
nic, zostawiając Jakoba samego, siedzącego na drewnianej ławce i patrzącego na wgniecioną
szafkę z wyrwanym górnym zawiasem.
Używając palców, Slattery wyjmuje niedogotowane ziarenko za swego smażonego ry-
żu, ogląda je i wyrzuca.
- Włosy nie stanowią tutaj kwestii.
- Czy istnieje tabela spraw, które stanowią kwestię? Ten błyszczący przedmiot, na le-
wo od twego talerza to widelec. Kiedy dorośli ludzie jedzą ryż, używają pałeczek albo widel-
ca, czy łyżki - czegokolwiek - ale na pewno nie jedzą ryżu palcami. Nie masz pojęcia, jak się
zachowywać. Spędzasz cały tydzień na obmyślaniu, jak okraść obce rządy albo cokolwiek
tam robisz, a gdy stamtąd wychodzisz i znajdujesz się w tym dziwnym świecie na zewnątrz
biura, zwanym realnością, nie masz pojęcia, jak się zachować. A co z Montym? Jak on wy-
pada w tym twoim rankingu?
- Monty? Monty idzie do więzienia. Ma zero. Kompletne. - Slattery podnosi się nieco
ze swego krzesła i prostuje lewą nogę, dopóki nie słyszy małego pyk! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •