[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ków i dlaczego one te¿ s¹ takie smutne. Pan Szablozêbnych p³aka³
nadal. Wreszcie wydusi³ z siebie:
 Przychodzê prosto z po³udnia. Mój lud nie mo¿e tam spaæ.
Ca³y Mamuci Lud wspi¹³ siê na chmury, biega tam i z powrotem, a¿
niebo ciska gromy. Ziemia siê trzêsie, a za ka¿dym razem, gdy ma-
mut nast¹pi na chmurê, leje siê na nas woda. Nie mo¿emy spaæ!
Ledwie wypowiedzia³ te s³owa, wilki zawy³y chórem:
136
 Ratuj nas! Ratuj nas!
 Co mam zrobiæ, ¿eby was uratowaæ?  zapyta³ Ananoi. W oczach
szablozêbnego pojawi³ siê zielony b³ysk.
 Móg³byS wspi¹æ siê po têczy i zegnaæ mamuty na dó³. Wtedy
bêdziemy mogli zasn¹æ.  Szablozêbny obliza³ siê.
 Mo¿e lepiej bêdzie, jeSli sami wdrapiecie siê po têczy i ze-
gnacie mamuty na dó³  powiedzia³ Ananoi.
 Ooooo, nie umiemy siê wspinaæ  zawy³y biedne wilczyska,
a szablozêbny warkn¹³:  To dla mnie za wysoko, a têcza jest taka
wilgotna i Sliska.
 No, tak  westchn¹³ Ananoi.  Czy jeSli spêdzê Mamuci Lud
z nieba, to obiecacie, ¿e ich nie zjecie?
 Tak, przyrzekamy  powiedzia³y unisono wilki i szablozêb-
ny. Ananoi by³ uczciwym cz³owiekiem, wiêc im uwierzy³ i poszed³
zegnaæ Mamuci Lud z nieba.
 Wilki i szablozêbny przecie¿ k³amali  ucieszy³ siê Wayan. 
Wiem!
 Tak  powiedzia³a Vo-olai  k³amali, ale Ananoi o tym nie wie-
dzia³. Natar³ wiêc cia³o smo³¹, ¿eby by³o lepkie i ¿eby móg³ wspi¹æ siê
po Sliskiej têczy. I wspi¹³ siê w chmury, ¿eby spêdziæ stamt¹d Mamuci
Lud. Wieczorem, gdy wreszcie dotar³ na szczyt chmur, znalaz³ tam
setki mamutów pas¹cych siê na niebieskiej trawie. Stada skowronków
przelatywa³y po niebie jak gwiazdy po nocnym niebosk³onie. Nie spo-
tka³ lwów, tygrysów ani wilków. Ros³y tam malutkie drzewka, a wokó³
rozci¹ga³o siê mnóstwo jeziorek pe³nych ogromnych jesiotrów. W ogó-
le by³o bardzo piêknie. Ananoi zrozumia³, dlaczego Mamuci Lud tu
przywêdrowa³. Rciemni³o siê, wiêc Ananoi rozejrza³ siê w poszukiwaniu
suchego nawozu mamuciego, ¿eby rozpaliæ ogieñ. Ale chocia¿ wokó³
le¿a³o pe³no mamucich odchodów, wszystkie by³y wilgotne. Poszuki-
wania zajê³y mu sporo czasu, lecz w koñcu znalaz³, czego szuka³, i roz-
pali³ wielkie ognisko. Potem poszed³ nad jezioro i z³apa³ rêk¹ ogrom-
nego jesiotra. Usiad³, ¿eby go zjeSæ. Noc by³a zimna, tote¿ wkrótce
Vozha, Pan Mamuciego Ludu przyszed³ do ognia, by siê ogrzaæ. Vo-
zha by³ ogromny jak góra, w³osy na grzbiecie mia³ wielkie jak sekwo-
je, a pch³y, które po nim skaka³y, by³y rozmiarów kojota, a kiedy wy-
puszcza³ wodê z tr¹by, to na ziemi pada³ deszcz. Nawet wielki Ananoi
nie podj¹³by walki z takim monstrum. Zacz¹³ wiêc z nim rozmawiaæ.
 Ka¿ swojemu ludowi, ¿eby zszed³ na dó³ z chmur  powie-
dzia³.  Codziennie uganiacie siê po chmurach i tr¹bicie a¿ ziemia
na dole siê trzêsie. Wyciskacie te¿ wodê z chmur.
137
 Nam siê tu podoba  odpar³ Vozha.  Trawa jest wysoka i s³od-
ka, zawsze Swieci s³oñce. Co nas obchodzi, ¿e woda wyciskana z chmur
pada ludziom na g³owy?
 Zachowujecie siê jak wszyscy bogacze  rzek³ Ananoi.  Nic
was nie obchodz¹ ludzie, którzy s¹ pod wami. JeSli siê nie poprawi-
cie, to bêdê musia³ was st¹d zrzuciæ.
 Przykro mi, jeSli nasze zachowanie ciê urazi³o  powiedzia³
Vozha.  Nie mieliSmy zamiaru laæ wody na twoich. JesteSmy tu od
dawna, a ty skar¿ysz siê na to jako pierwszy.
Ananoi d³ugo mySla³ nad tymi s³owami. Król mamutów mia³ ra-
cjê. Ananoi nigdy wczeSniej nie przeszkadza³y pioruny, a poza tym,
nawet siê cieszy³, gdy letnie deszcze podlewa³y jego pola. Inne zwie-
rzêta te¿ nie narzeka³y  tylko wilki i szablozêbne. Ananoi zacz¹³
podejrzewaæ, ¿e te skargi to by³ tylko fortel.
 Byæ mo¿e wilki i szablozêbne  powiedzia³ wiêc do króla
mamutów  oszuka³y mnie i dlatego przyszed³em tu siê po¿aliæ.
Pan mamutów bardzo siê rozz³oSci³. Podniós³ tr¹bê a¿ do ksiê-
¿yca Frei i powiedzia³:
 Nie by³ ci potrzebny taki nos jak mój, ¿eby wywêszyæ spisek!
Chc¹ nas zrzuciæ na dó³, ¿eby pozjadaæ nasze dzieci.
Ananoi uzna³ racjê mamuta, ¿e by³a to podstêpna zmowa. Razem
zebrali mamuci nawóz i uklepali z niego figurê mamuci¹tka. Wypalili j¹
w ogniu, potem spletli sieæ z d³ugiej trawy i pokryli ni¹ figurê. Wygl¹-
da³a jak pokryta d³ugimi w³osami. Nastêpnego ranka, ledwie s³oñce
wzesz³o, Ananoi zrzuci³ figurê ma³ego mamuta z chmury, krzycz¹c:  Z³ax
z chmury ty pod³a mamucico! Potem spojrza³ na dó³. Ledwie rzexba
dotknê³a ziemi, szablozêbne i wilki wypad³y z kryjówek i rzuci³y siê na
ni¹. MySla³y, ¿e wbijaj¹ k³y w ¿ywe miêso, wiêc wyrywa³y wielkie ka-
wa³y nawozu. Potem zaczê³y siê tarzaæ w krzakach, próbuj¹c wypluæ
ohydne ³ajno z pysków. Ale niektórym wilkom nawóz zasmakowa³ i dla-
tego do dzisiaj, mimo ¿e wol¹ miêso, czasem zjadaj¹ nawóz.
Vozha i Ananoi patrzyli z góry na drapie¿ców i bardzo siê Smiali.
Vozha tr¹bi³ i tupa³ w chmurê, sprowadzaj¹c deszcz i pioruny. Mamu-
ci Lud uczci³ wydarzenie biegaj¹c po chmurach, wywo³uj¹c deszcz
i grzmoty. Potem zrzucili pal¹cy siê suchy nawóz na ziemiê, daj¹c po-
cz¹tek b³yskawicom. To w³aSnie dlatego w czasie burzy szablozêbne
chowaj¹ siê do dziS w krzaki, a wilki wyj¹ z wSciek³oSci.
Vo-olai uSmiechnê³a siê do Wayana. Jej oczy b³yszcza³y. Opo-
wieSæ przypomnia³a Favie dzieciñstwo, kiedy siadywa³a matce na ko-
lanach. Wszystko to by³o tak odleg³e, ale przyjemne wspomnienie
138
poprawia³o nastrój. Tej nocy Favie Sni³o siê, ¿e jest lato, Wayan siedzi
jej na kolanach, a ona opowiada mu bajki i daje placuszki je¿ynowe;
na kolanach ma tak¿e inne dziecko, dziewczynkê o w³osach w kolo-
rze, który neandertalczycy nazywaj¹ czerwieni¹ klonu. We Snie by³a
to córka Favy. Dziecko mia³o g³adk¹ skórê i ³agodny, beztroski uSmiech.
Gdy obudzi³a siê nastêpnego ranka, doceni³a dobr¹ radê Darris-
sei, ¿eby zamkn¹æ drzwi i nie rozpalaæ ognia. Z okna widaæ by³o
szeSciu rycerzy Klingi id¹cych na pó³noc g³Ã³wn¹ ulic¹ miasta. Nie- [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •