[ Pobierz całość w formacie PDF ]

więc kawałek białego płótna i przymocowałem go do drąga, po czym zacząłem biegać
po brzegu tam i z powrotem, czyniąc ludziom na okręcie znaki ową białą płachtą,
a\ zwrócili na mnie uwagę i dostrzegli, \e ktoś stoi na skale. Okręt podpłynął
bli\ej i skoro mój głos usłyszano, wysłano po mnie łódkę z kilku \eglarzami. Ci
podjechawszy blisko zawołali: - Powiedz, kim jesteś i w jaki sposób dostałeś się
na tę skałę, na której nigdy w \yciu jeszcześmy człowieka nie widzieli? A ja im
odpowiedziałem: - Jestem kupcem, okręt, na którym jechałem, zatonął, a ja z
moimi rzeczami uratowałem się, uczepiwszy deski. Dzięki pomocy Allacha
wylądowałem tutaj, a rzeczy moje zachowałem dzięki własnej sile i zręczności,
utrudziwszy się wielce. Obcy \eglarze wzięli mnie do swojej łódki i władowali na
nią wszystko, co wyniosłem w tobołach z pieczary, po czym powiosłowali ze mną do
okrętu pozwalając zabrać mi ze sobą cały mój dobytek. Tam zaprowadzili mnie do
kapitana, który zapytał: - Człowieku, w jaki sposób dostałeś się na to miejsce?
Przecie\ to bardzo stroma skała, za którą le\y wielkie miasto. Przez całe moje
\ycie pływam po tym morzu i ciągle mijam tę skałę, ale nigdy nie widziałem na
niej nic poza dzikimi zwierzętami i ptactwem. Odpowiedziałem tedy kapitanowi: -
Jestem kupcem, jechałem na wielkim okręcie, który zatonął, a ja z moimi rzeczami
wpadłem do morza, ze wszystkimi moimi rzeczami. To, co widzisz, udało mi się
pomieścić na desce z rozbitego okrętu, a potem dzięki szczęściu i własnej
zręczności dostałem się na tę stromą skałę. Tu czekałem nieustannie, czy jakiś
okręt tędy nie przejedzie i mnie na pokład nie wezmie. Wszelako zataiłem przed
nim, co mi się w owym mieście i w owej pieczarze przytrafiło, gdy\ lękałem się,
czy ktoś spośród mieszkańców owego miasta nie znajduje się na okręcie. Następnie
wyjąłem niejedno z mojego bogactwa i wręczyłem kapitanowi mówiąc: - Efendi,
tobie zawdzięczam ocalenie od śmierci na tej górze, przyjmij więc to w nagrodę
za dobrodziejstwo, któreś mi wyświadczył! Kapitan nie chciał wszak\e nic ode
mnie wziąć i rzekł: - Nie godzi się nam nic przyjąć. Kiedy spotykamy rozbitka na
pełnym morzu lub na jakiejś wyspie, ratujemy go i dajemy mu jeść i pić, a kiedy
jest nagi, to go przyodziewamy. Kiedy zaś w końcu dopływamy do bezpiecznej
Strona 18
13.txt
przystani, obdarowujemy go jeszcze i postępujemy z nim \yczliwie i przyjaznie,
wszystko to w imię Allacha. Usłyszawszy to zacząłem się modlić o długie \ycie
dla kapitana. Popłynęliśmy dalej od wyspy do wyspy i z morza do morza, a we mnie
róść zaczęła nadzieja, \e teraz zostałem ju\ ocalony od wszelkich nieszczęść i
uszedłem z \yciem. Ile razy wszak\e powracałem myślą do chwili, kiedy siedziałem
w mogile obok zwłok mojej \ony, odchodziłem od zmysłów. Dzięki wszechmocy
Allacha dotarliśmy potem zdrowi i cali do miasta Basry. Tam wysiadłem na ląd i
spędziwszy kilka dni w mieście, powróciłem do ojczystego Bagdadu. Udałem się
natychmiast do mojej dzielnicy i przestąpiłem próg mojego domu. Potem
przywitałem się z rodziną i przyjaciółmi i wypytywałem ich, jak im się powodzi.
Wszyscy cieszyli się z mojego szczęśliwego powrotu i winszowali mi. Przywiezione
towary pomieściłem w moich składach, rozdałem jałmu\nę i podarunki i
przyodziałem wiele wdów i sierot. Pędziłem \ycie wygodne i beztroskie, \e
lepszego nie mo\na sobie wyobrazić. Tak samo jak uprzednio zabawiałem się w
wesołej kompanii z moimi towarzyszami, \artując i śpiewając. Oto dzieje tych
dziwów nad dziwy, jakie przytrafiły mi się podczas mojej czwartej podró\y.
Obecnie zaś, mój bracie Sindbadzie Tragarzu, wieczerzaj \e mną i przyjmij ode
mnie podarunek, którym cię zazwyczaj obdarzam. Kiedy jutro znów do mnie
przybędziesz, opowiem ci prze\ycia i przygody mojej piątej podró\y, która była [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •