[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rok żałoby minął, a ona miała własne pieniądze. Nasadziła na głowę
nieduży kapelusik ozdobiony piórami i jedwabnymi wstążkami, wło-
żyła też jasne trzewiczki. W chwili, gdy otworzyła drzwi, oślepiło ją
słońce.
- Emily! Masz chwilę czasu?
To Victor wołał. Stał w swoim niewielkim ogródku zajęty sadze-
niem, o ile mogła się zorientować.
- To są piwonie. Znalazłem pewnego ogrodnika aż w Skien. Miał
kilka naprawdę rzadkich gatunków i zgodził się sprzedać odnóżki.
R
L
- Odnóżki? - zdumiała się Emily, zerkając na wielkie karpy, które
Victor zakopywał w ziemi.
- No a jak je nazwać? To cząstki bardzo starych korzeni. Na razie
marnie wyglądają, ale jak podejdziesz bliżej, to zobaczysz, że z ziemi
już powolutku zaczynają wyłaniać się pierwsze kiełki. Ten ogrodnik
twierdził, że powinny zakwitnąć już w tym roku, ponieważ karpy są
na tyle duże.
Emily przyjrzała się bulwom i rzeczywiście dostrzegła kilka ma-
leńkich czerwonawych wypustek. W tej samej chwili dobiegły ją gło-
sy dochodzące z domu Nanny. Odwróciła się więc.
- Cudownie cię widzieć ubraną w coś innego niż czerń, Emily! -
Victor odłożył szpadel. - Naprawdę do twarzy ci w jasnych kolorach.
Wydobywają...
- To Erling!
- Widzę. Przechodził tędy pół godziny temu, ale chyba mnie nie
zauważył, bo stałem nachylony nad rabatami.
Czy to był dzień, na który czekali? Nanna zamknęła drzwi, a brat
odwrócił się w stronę hotelu. Emily aż dreptała w miejscu, powstrzy-
mując chęć pobiegnięcia przez plac. Kogo by obchodziły piwonie
Victora?
- Jak już mówiłem, miło widzieć, że nie nosisz już żałoby. Dopie-
ro teraz możesz rzeczywiście zrobić coś ze swoim życiem. Chciałem
cię zresztą spytać...
- Erling!
Brat zauważył ją i pomachał. Emily zrobiła kilka kroków w stronę
bramy. Serce podskoczyło jej w piersi. To będzie dzisiaj, na pewno!
Przyszedł poprosić ją, żeby się szykowała do podróży!
W ostatnich tygodniach Erling był wyjątkowo tajemniczy. Naj-
pierw zniknął gdzieś na dwa tygodnie, skąd po wrócił wyraznie w do-
brym humorze i pełen zapału. Już wcześniej przygotowywał ją na to,
że wkrótce wyruszą. Nie chciał jednak zdradzać celu podróży i mówić
nic więcej poza tym, co powiedział jej w święta.
- Jesteś gotowa do wyjazdu? - spytał brat.
R
L
- Do wyjazdu? - powtórzył Victor wyraznie rozczarowany. - Nie
wiedziałem, że zamierzasz wyjechać, Emily. Nie wspominałaś o tym.
Wybieracie się do Bergen?
Erling wychylił się ponad sztachetami, niecierpliwy i przejęty.
- Jedziemy do miejsca, w którym mieszkałem w ostatnich latach. -
Znów odwrócił się do Emily. - Już wczoraj rozmawiałem z panną
Lauritzen. Wszystko jest w porząd-ku. Wystarczy, że spakujesz nie-
dużą torbę. Statek odpływa za dwie godziny.
Victor przenosił wzrok z siostry na brata.
- Doprawdy, nierozsądnie krótki termin dał pan siostrze, panie
Egeberg. Nikt nie lubi przygotowywać się do podróży w takim po-
śpiechu, a zwłaszcza kobiety. Trzeba się przecież przyszykować!
- Nie wszyscy ludzie muszą się przygotowywać. - Erling przyglą-
dał się Victorowi tak, jakby ten spadł z księżyca. - Niektórzy wolą
wyruszać w tym momencie, gdy pomysł wpadnie im do głowy. -
Uśmiechnął się kąśliwie. - Niektórzy zresztą, jak słyszałem, nazywają
to ucieczką.
- Ale pana siostra nie ma...
- Moja siostra jest przygotowana - uciął Erling, wyraznie zniecier-
pliwiony. - Kilka godzin w jedną czy w drugą stronę nie robi żadnej
różnicy.
Emily obserwowała obu mężczyzn. Tak bardzo różnili się od sie-
bie. Nie rozumieli się nawzajem. Prawdopodobnie Victor zdecydowa-
nie odcinał się od nieuporządkowanego stylu życia Erlinga, od jego
picia i zmiennych nastrojów. Erling zaś ze swej strony nie miał cier-
pliwości do takiego człowieka jak Victor. Do jego ostrożności i sta-
rannego planowania każdego posunięcia.
- Powinnaś przebrać się w coś prostszego, Emily. Nie będziemy
przechadzać się ulicami miasta.
- Czy wolno mi spytać, dokąd się wybieracie? Erling niewyraznie
wskazał ręką na fiord.
- Na południe.
- A jak nazywa się ta miejscowość?
R
L
- Jest bardzo mała i położona na uboczu, więc na pewno pan o
niej nie słyszał. - Roześmiał się. - Może w ogóle nie ma nazwy.
Victor był zirytowany i pełen wątpliwości. Erling pokręcił głową.
- Nie zamierzam jej porwać, doktorze Stang. Wrócimy mniej wię-
cej za tydzień. No, ruszaj, Emily! Pamiętaj, wygodne buty i proste
ubranie.
- Nalegam, aby pan mi powiedział, dokąd się wybieracie. - Victor [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •