[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piecznie. Olego wciąż popychał do przodu ten sam niepokój, który kazał mu wyruszyć na
ratunek Psiarzowi.
Niewyrazny ślad prowadził w stronę potoku, który widoczny był teraz tylko jako
niewielkie zagłębienie w śniegu. Ole jednak dobrze znał tę część doliny i orientował się w te-
renie. Doszedł do miejsca, gdzie potok zakręca lekko na wschód i niknie pośród stromych
zboczy. Ole uznał, że powinien pójść w tę stronę. Ponieważ koń coraz głębiej zapadał się w
śniegu, Ole sięgnął po rakiety śnieżne. Z ogromnym trudem udało mu się założyć je na
wszystkie cztery końskie kopyta. Dobrze, że wziął starą kobyłę, była silniejsza i bardziej
doświadczona niż młody ogier. Ole skręcił za niewysoką skałę. Las rósł tu gęsty, mimo że na
takiej stromiznie trudno było drzewom zapuścić korzenie. Ole wciąż nie dostrzegł śladów lawiny
i przez moment nawet pomyślał, że się pomylił. Może powinien zrezygnować, zwłaszcza że
niebawem będzie musiał zostawić konia i posuwać się na własnych nogach?
Ale gdy tylko przemknęła mu przez głowę ta myśl, i ogarnął go niepokój. Nie! Czas
nagli, nie wolno zawracać, trzeba iść naprzód!
Tuż pod szczytem Ole przywiązał konia do drzewa.
Szedł powoli, szeroko rozstawiając nogi, a gdy już dotarł na szczyt i podniósł wzrok,
ujrzał tuż przed sobą kilkumetrową ścianę śniegu, która mu zagradzała drogę. To cud, że lawina
zatrzymała się w tym miejscu, pomyślał, bo gdyby zeszła aż do doliny, uczyniłaby wielkie
szkody.
Tylko gdzie zacząć poszukiwania?
- Hej! Hej!
Znieg stłumił jego wołanie. Ole zdjął z nóg rakiety, na ubitym śniegu mógł poruszać się
w samych butach. Wspinał się powoli, omiatając uważnie spojrzeniem górną warstwę śniegu.
Nie był na tyle przewidujący, by wziąć ze sobą tyczkę, którą mógłby nakłuwać śnieg. Audził się
jednak, że zdoła dostrzec jakiś ślad, który naprowadzi go na właściwy trop. Zdawało mu się, że
za plecami słyszy głosy, to pewnie zbliża się Petter z pomocnikami. W pewnym momencie Ole
przystanął i zamknąwszy oczy, usiłował się upewnić, czy idzie we właściwym kierunku.
Odczuł silny wewnętrzny nakaz, by iść prosto, a gdy otworzył oczy i rozejrzał się
uważnie, zauważył niedaleko jakąś plamę na białej powierzchni śniegu. Może to jakaś część
ubrania, a może tylko korzeń, pomyślał. Kiedy jednak znów podniósł wzrok, zdawało mu się, że
ciemna plama się przesunęła. Nagle zrozumiał, że to jest zwierzę. Pies! A więc wierny
czworonogi towarzysz Psiarza zdołał się uratować! Ole przyspieszył i teraz widział już wyraznie,
że zwierzę podniosło się i zamachało ogonem. Zaraz też dostrzegł, że ze śniegu coś wystaje.
Wreszcie dotarł w to miejsce. Najpierw zobaczył wykręconą rękę, niżej mignął mu but, a
wreszcie dojrzał głowę Psiarza. Wprawdzie leżał twarzą do śniegu, ale może dochodziło tam
trochę powietrza?
Rzucił się na kolana i chciał unieść głowę poszkodowanego, lecz to okazało się
niemożliwe. Czym prędzej zdjął rękawicę i wsunął dłoń pod twarz Psiarza. Wyczuł w śniegu
niewielkie zagłębienie; widocznie ciepły oddech przysypanego utworzył maleńki dołek w białym
puchu.
Ole powiększył go, a potem odgarnął śnieg z całej głowy Psiarza. Oby tylko spieszący z
pomocą ratownicy pamiętali o zabraniu łopat, pomyślał. Bez narzędzi nie ma szans na
wydobycie zasypanego.
- Hej! Słyszysz mnie? - Ole pochylił się nad uwięzionym w lawinie Psiarzem, ale nie
otrzymał odpowiedzi. Czuł jednak, że Psiarz go usłyszał, a świadomość, że nadeszła pomoc,
doda mu sił.
Petter wraz z dwoma pomocnikami byli już niedaleko. Nieśli łopaty i ciągnęli sanki.
- Nie poddawaj się! Zaraz cię odkopiemy. Nie wolno ci się teraz poddać - szeptał Ole.
Gdy nadeszli mężczyzni z łopatami, Ole siedział przy Psiarzu, ogrzewając dłońmi jego
szyję, a pies opierał łeb na udzie swego pana. Ole miał zamknięte oczy, jakby się koncentrował. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •