[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ponowałem jej pomoc. Ale musiałem mieć coś z tego, chyba rozumiesz? Cóż, oprocen-
towanie jest może trochę wyższe niż w banku, lecz babcia nie chciała, aby ktokolwiek
dowiedział się, że musi pożyczać forsę i skorzystała z pomocy zięcia.
Flavia zacisnęła usta. Zasadnicza kwota pożyczki była dość duża, ale odsetki, na
które przystała jej biedna, zagubiona i przerażona babcia, były po prostu monstrualne!
Wciąż nie mogła otrząsnąć się z szoku. Aktualna należność, wymieniona przez adwoka-
ta, wydawała jej się ogromna. Nie była to już kwestia sprzedania kilku antyków, aby
zgromadzić parę tysięcy funtów. Ta suma była dziesięć, dwadzieścia razy wyższa.
Flavia zrozumiała, że musi spłacić ten narastający z każdym dniem dług. Był jed-
nak tylko jeden sposób, by to zrobić - musi pożyczyć pieniądze.
Z trudem przełknęła ślinę.
- Spłacę pożyczkę - odezwała się ponuro. - Wezmę kredyt hipoteczny na Harford i
oddam ci wszystko, co do pensa.
Nad tym, jak spłacić kredyt hipoteczny, postanowiła zastanowić się pózniej. W tej
chwili najważniejszy był dług, jaki jej babka zaciągnęła u Alistaira.
Ojciec Flavii parsknął śmiechem, od którego włosy podniosły jej się z przerażenia.
- Nie masz czasu! Lada chwila dostaniesz powiadomienie o przejęciu majątku.
- Co takiego?!
- Nie przeczytałaś umowy pożyczki? Zabezpieczeniem długu jest Harford, a wie-
rzyciel, czyli ja, może zażądać spłaty w dowolnym momencie. Oznacza to, że mogę za-
żądać wystawienia majątku na sprzedaż choćby jutro.
Flavia milczała. Nie była w stanie się odezwać, nie mogła myśleć. Stała, kurczowo
zaciskając palce na słuchawce i chwiejąc się na nogach, porażona strachem i niedowie-
rzaniem.
- Nie musi jednak tak być, Flavio - przerwał ciszę jej ojciec. - Wszystko może się
jeszcze ułożyć, nawet całkiem przyjemnie dla ciebie, jak mówi Anita, która jest praw-
dziwym ekspertem w tych sprawach. Mam wrażenie, że ona szczerze ci zazdrości!
- Co... Co masz na myśli?
L R
T
Alistair znowu się roześmiał, nie kryjąc satysfakcji.
- Rzuciłaś faceta na kolana - poinformował córkę. - Leon Maranz jest tobą za-
chwycony i chce się z tobą skontaktować. Jedyny problem polega na tym, że ty nie
wchodzisz w tę grę.
Policzki Flavii zapłonęły czerwienią.
- Nie chcę mieć nic wspólnego z Leonem Maranzem!
- Trudna sprawa - zaśmiał się Alistair. - Leon chce ciebie, a w tej chwili ja zamie-
rzam dać mu wszystko, na co ma ochotę.
Flavia wzięła głęboki oddech.
- Jeżeli wydaje ci się, że ja...
- Wydaje mi się, że teraz szybciutko spakujesz łaszki i przyjedziesz do Londynu
jutro, pierwszym porannym pociągiem - przerwał jej ojciec. - Oczywiście skontaktujesz
się z Maranzem i będziesz dla niego bardzo, bardzo miła, rozumiemy się?
- Chcesz sprzedać mnie człowiekowi, z którym prowadzisz interesy? - Flavia mó-
wiła powoli, z ogromnym trudem wypowiadając każde słowo.
Przerażenie, obrzydzenie i nienawiść dławiły ją jak fala wymiocin w gardle. Jej oj-
ciec, własny ojciec chciał zrobić jej coś takiego...
- Powiem ci coś, moja droga, a ty lepiej uważnie mnie posłuchaj. - W głosie Ali-
staira brzmiał gniew. - Ta cholerna recesja zupełnie mnie zniszczyła, więc muszę zadbać
o dobre samopoczucie Leona Maranza, ponieważ tylko on stoi między mną a kompletną
katastrofą, rozumiesz? Maranz jest doradcą finansowym, inwestuje w firmy, które mają
problemy, i wyprowadza je na prostą. Dlaczego jestem dla niego taki miły, jak ci się
wydaje? Gdybym go nie potrzebował, nawet bym na niego nie spojrzał! Pieprzony cu-
dzoziemiec, jak on śmie patrzeć na mnie z góry!
Flavia z całej siły przygryzła dolną wargę. Ból trochę ją otrzezwił.
- I chcesz sprzedać mnie temu cudzoziemcowi, żeby ratować własną skórę, tak? -
zapytała z pogardą.
Alistair zaśmiał się kpiąco.
- Mała zakonniczka z ciebie, co? Cóż, kiedy razem ze sklerociałą babunią wylądu-
jesz na bruku, będziesz mogła odstawiać cnotkę do woli! Bo daję ci słowo, że jeśli nie
L R
T
postarasz się, aby Leon Maranz dostał od ciebie wszystko, czego chce, wyrzucę was z
Harford i jeszcze w tym tygodniu wystawię posiadłość na sprzedaż! To jak będzie, moja
droga? Chyba przyszedł już czas, żebyś podjęła decyzję.
Flavia powoli, bardzo powoli przeniosła wzrok na leżące na biurku dokumenty.
Wypisane ręką prawnika zera zlały się w mgliste pasemko i znowu się rozdzieliły.
Powoli, bardzo powoli przekazała ojcu swoją decyzję.
Zespół siedzących wokół stołu dyrektorów przedstawiał właśnie nowe propozycje
działania fundacji. Leon wiedział, że powinien słuchać uważniej, ale nie mógł się skupić.
Myślami przebywał zupełnie gdzie indziej.
Już od kilku dni nerwowo reagował na każdy sygnał komórki, którą nosił w kie-
szeni marynarki. Za każdym razem z nadzieją spoglądał na mały ekran, prawie pewny, że
to Flavia Lassiter odpowiada na jego telefony i esemesy.
Za każdym razem odkrywał, jak bardzo się mylił.
Sądził, że z dala od Londynu przestanie ciągle myśleć o tej dziewczynie, ale oto
czas powrotu do Europy zbliżał się nieuchronnie, a on nadal był tak samo sfrustrowany
jej milczeniem. I nawet słynna uroda kobiet z Ameryki Południowej nie była w stanie
oderwać jego myśli od Flavii.
Czasami wydawało mu się, że wpadł w obsesję.
Dotarli już do końca listy propozycji i Leon zdawał sobie sprawę, że musi udzielić
oczekiwanych odpowiedzi. Po długiej chwili milczenia dał zielone światło dla wszyst-
kich planowanych działań. Nie widział żadnego powodu, aby tego nie robić; miał do
dyspozycji zespół najwyższej klasy ekspertów, ludzi odpowiedzialnych, pracowitych i
potrafiących doskonale ocenić sytuację. Ostatecznie dlatego ich wybrał, prawda? Nie
musiał ich sprawdzać. Doszedł do wniosku, że zamiast tego wreszcie zrobi to, o czym
myślał od początku posiedzenia: sprawdzi wiadomości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •