[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chujali. Podbiegam pod mur i wpierw leko w niego pukam puk puk. I istotnie ku
memu zszokowaniu rozlega się dzwięk niczym bym nie stukał w mur, tylko bawił się
w styropian przy rozpakowywaniu telewizora. Styropian tektura i wata szklana, oto z
czego zbudowane jest to miasto, zdawało ci się, Andrzej, mówi moja matka znad
kuchenki smażąc kiełbasę, zdawało ci się, że żyjesz, sam się sobie przyśniłeś, miałeś
na swój temat sen erotyczny. Przecież nie myślisz chyba, że to się dzieje naprawdę,
przecież to miasto jest papierowe, gdyż ja również jestem zrobiona z tektury i jeżdżę
do pracy niby samochodem, a jak ty patrzysz przez okno, jak odjeżdżam, to nie
kumasz, że to resorak zakupiony w kiosku. Tak tak, Andrzej, łudz się, współpracuj z
fotomontażem, co Masłoska wysmażyła na twoje potrzeby, wsadzaj głowę w ten
otwór.
A ja już takiego chorego filmu nie zniosę. Nie zniosę. Takiego chamstwa
psychicznego, jakie oni na mnie praktykują, nieznani wrogowie zza drugiej strony
rzeki, co pociągają w tym całym teatrze za żyłki, przeprowadzają na mnie
eksperymenty na zwierzętach, z moich tkanek produkują kremy z elastyną i
kolagenem, hodują mnie na buty i torebki. Nie wytrzymam tej niepewności, cały drżę
z oburzenia, z rozpaczy. I jak się nie rozpędzę z niejakiej odległości, jak się nie
rozbiegnę i nie pierdolnę w tę ścianę, ramieniem, całym ciałem włącznie z głową, jak
nie walnę w ten cały interes. A wtedy to już nie wiem, co jest prawda a co jest papier.
Znowu rozlega się ciemność.
* * *
A dalej już nie było tak lekko, jak to pokazują na animowanych kreskówkach
o szmacianym piesku czerwonym w czarną kratkę. %7łe tralalala, piesek zapierdala po
podłodze, pizdnie się w kant szafki i widzi gwiazdki, lajcik, zaraz wstanie, otrzepie
się z tego, co mu odpadło i zapieprza dalej, fikając ogonkiem. I że jak on zbije wazon,
to spoko, bo wazon zaraz sam się sklei, pan montażysta już zadba, by taśma poleciała
do tyłu, wciśnie rev, zanim Ola łamane na Ela wróci ze szkoły i się wkurzy, coś
narobił, głuptasku, co za nieporządek, istna stajnia Augiasza, jak mama wróci, to
dopiero cię złaja.
Nie ma tak, w tym urządzeniu jest tylko jeden przycisk play, wciśnięty już na
wieczność, wrośnięty w obudowę. I film leci. Lecz jednego jestem pewien, ta
maszynka się panu popsuła, proszę pana. Jakiś elemencik, jakaś śrubka nie tego,
taśma się zerwała i łopocze na wietrze.
Ostatecznie nie chcę być oskarżony, iż jakoby kłamię. Bo każdy powie: tak
tak, Silny, do widzenia, idz się leczyć do przychodni rejonowej z mitomanii, a my ci
jeszcze założymy kartę stałego pacjenta i za ciebie będziemy składki do ZUS-u
płacić. Bo takie rzeczy się nie dzieją, powiedz sam, kto rzyga kamieniami, przez to
jest z gruntu niemożliwe. Rozumiem, raz niby Kisiel się napił piwa z kipami, to
połknął jeden, a wyrzygał dwa, ale to jest fizycznie możliwe. A natomiast ty tu coś
kręcisz, coś ściemniasz grubo, a twój halun jest niewspółwymierny, masz blachy
grupo pogięte, halun cynkowski, już nie odróżniasz człowieku, co się dzieje
naprawdę od twych omamów. Tak tak, Silny, to wszystko fajnie się opowiada z
twojej strony, my cię lubimy, szacunek na osiedlu, ale w to nie wierzymy, co to to nie
i bądzmy dorośli.
A ja powiem tak: ja tu nic nikomu udowadniał nie będę. Dupa. Koniec.
Przysięgi na flagę biało-czerwoną nie złożę.
Powiem tak wprost: ta noc nieprzebrana zapadła prawdopodobnie uchwałą z
dnia 15 sierpień 2002 z okazji mojego zderzenia z murem komendy rejonowej Policji
Polskiej Sp. z o. o., co w pełni sobie zdaję z tego sprawę i mówię z góry uczciwie. I to
nie są żadne czary mary, palec włożony mi w oko przez dystrybutora krainy Oz na
Polskę. To jest utrata przytomności w wersji klasycznej, o czym można przeczytać w
każdym poradniku sympatyka PCK. A jeśli jeszcze doliczyć do tego inne naleciałości
chemiczne, zatrucie trującym amerykańskim panadolem i niepożądane koreakcje z
innymi lekami amfa i nervosol, to logiczne chyba, że nie jest ze mną dobrze, i blacha
w mózgu nie tyle pogięta, co złamana na dwie części, i nie żadne tam zwarcie na
stykach, Kasia Kowalska bierze spida lecz nie ma spida, tylko ostateczny krach
systemu instalacji nerwowych. I biorąc nawet na logikę, to to nie było możliwe, bym
po prostu w takich okolicznościach przyrody walnął głową w ten mur i co. Poszedł
spać na kilka godzin, obudził się w świetnej formie, rześki i pełen sił na nowy lepszy
dzień, i zaczął przestawiać meble.
A powiem jeszcze tak: gdyż zapewne straciłem przytomność, ale to nie jest
taka zwykła utrata przytomności, że ciemność, patrzysz w prawo, patrzysz w lewo i
nic. Tylko różne sny, haluny ostre i wyraziste, z których nie sposób tak po prostu
wyjść, powiedzieć do widzenia i trzasnąć drzwiami. Nie da się. Impreza się kręci, a ty
jesteś na tej imprezie, podłączony do sufitu tysiącem kabelków i nie ma odwrotu.
Powiem tylko, że odnośnie tego co powiedziałem wcześniej: był to gruby,
naprawdę gruby halun, największy mój halun życia i jeśli wcześniej miewałem złe
sny, to nie były one nigdy złe aż w tym stopniu. Zawsze jakieś naczynie połączone z
rzeczywistością. A tu słoik pełen haluna zakręcony starannie i UHT.
Więc było tak i mówię to wprost, bez już wielkich teorii, metafor i
tłumaczenia trudniejszych wyrazów: fabryka godeł. Facet odkręca orłowi łeb, drugi
wyjmuje zawartość, zakręca, trzeci prasuje i dokleja koronę, czwarty przykleja na
czerwone tło. Pełna współpraca, wydajność sto godeł na minutę. Odgłosy totalnej
rzezi, prasowane orły wrzeszczą ze ścieżki produkcyjnej o pomstę do nieba,
zostawcie nas, my się nie zgadzamy. Wtem okazuje się, że to taki film puszczony z
rzutnika. Masłoska stoi pod ekranem, macha wskaznikiem. Jest publiczność.
Podwójna, bo odbija się w oknach, więc dwa razy więcej publiczności, coraz to
więcej publiczności. Kto to są? - wrzeszczy Masłoska do wzburzonego tłumu, tłukąc
wskaznikiem w ekran. Mor der cy - skanduje rozjuszona publiczność. A co oni robią?
Mor du ją. A co czują orły? Gier pie nie. I co jeszcze? Ból!
I tak w kółko. Wtem na ekranie pojawia się ni mniej ni więcej tylko
Kwaśniewski z Jolantą Kwaśniewską, przekopiowani z gaziet, kolejno pod rękę, za
rękę, w lesie i na spacerze, co za halun, publiczność już zobaczyła, już skojarzyła i
wrzeszczy raptem: wypchać prezydenta, wypchać prezydenta!. Tłum szaleje, niszczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •