[ Pobierz całość w formacie PDF ]

właśnie w piwnicach dochodziło do najgorszych rzeczy. Tam zamykano kogoś lub mordowano
bądź też ukrywano narzędzie zbrodni. Odkąd zamieszkałam w tym domu, tylko raz zeszłam do
piwnicy i nie chciałam znowu tego robić.
Jedyną dobrą rzeczą było to, że wszyscy traktowali mnie życzliwie. Pytali mnie, jak się
czuję, a Czarny Anioł podszedł do mnie i pocałował mnie w rękę, po czym przez chwilę
przytrzymał ją w swoich dłoniach.
– Ma gorączkę – powiedział, zwracając się do kogoś. – Nie sądzę, aby była w stanie
uczestniczyć w tym akcie, nic z tego nie zrozumie.
– To odpowiednia chwila, uwierz mi – zaoponował Fred.
Do piwnicy sprowadzili mnie Frida i Martín.
Faktycznie, było tam chłodniej niż na górze. Panowała zimna wilgoć.
Wszyscy stanęli wokół słońca wyrytego na posadzce, a mnie ustawili pośrodku. Zobaczyłam
Alberta, który patrzył na mnie badawczo i poważnie. Alberto przyszedł, był tutaj. Przesunęłam
dłonią po włosach w bezwarunkowym odruchu, pragnąc wyglądać możliwie najładniej. Nie
pojmowałam, dlaczego nie widziałam go wcześniej, a teraz widziałam. Wtedy Czarny Anioł (i
teraz zrozumiałam, dlaczego przyszło mi do głowy tak go nazywać) wypowiedział coś, co
brzmiało jak modlitwa. Powiedział coś mniej więcej takiego: Słońce mądrości, które oświetlasz
prawdziwy świat, świat duchów, poprzez ciebie Sandra ofiarowuje swoją duszę. Jesteś ukryte za
złotym słońcem, które oświetla świat materialny. Pragniemy iść ku twemu światłu, do słońca
mądrości, by osiągnąć oświecenie i prawdziwe życie. Poza niebiosami i w głębiach serca, w
niewielkiej jamie, spoczywa wszechświat, tam płonie ogień, śląc promienie we wszystkich
kierunkach. Ciemność znika, teraz nie ma już ani nocy, ani dnia. Poza tamą utrzymującą świat nie
ma ani nocy, ani dnia, nie ma starości, śmierci ani bólu, czynu dobrego ani złego. Poza tą tamą
ślepiec widzi, rany się goją, choroba znika, a noc staje się dniem.
Zaczęłam drżeć i wydawało mi się, że zemdleję, co zmusiło ich do skrócenia ceremonii.
Czarny Anioł położył mi dłonie na ramionach.
– Należysz do nas, a my należymy do ciebie. Poznasz nasze tajemnice, a my twoje.
– Zgoda, dziękuję – odparłam, nie wiedząc, co powiedzieć. Wszyscy na mnie patrzyli, jakby
czekając na coś więcej. Może powinnam była coś przygotować, lecz nikt mi nic nie powiedział, a
jeśli mi nawet powiedział, to nie zrozumiałam.
– Przykro mi – dodałam. – Jestem bardzo zadowolona, lecz mam grypę.
Alberto ujął mnie pod rękę i pomógł wejść do holu. Przygotowano tam kieliszki. Nie
zatrzymał się, popchnął mnie dalej na górę.
– Teraz pakuj się do łóżka i nie rozmawiaj z nikim – powiedział. – Odpocznij, ile zdołasz.
– Kocham cię – powiedziałam, odpowiadając na urojone „kocham cię” sprzed kilku dni.
Kilku dni? Ile czasu minęło?
Kiedy dotarliśmy do drzwi pokoju, już była tam Frida, przyglądając się nam.
– Już ja się nią zajmę – powiedziała, wyrywając mnie z rąk Alberta. – Ty zejdź do
pozostałych.
Alberto nie puścił mnie, czułam, jak jego ręce do ostatniej chwili spoczywają na moich
ramionach. A potem zauważyłam, że już ich nie ma i poczułam się całkiem sama. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •