[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Lagneau la menthe, s'il vous plait.
- O, rety, panie Wainwright - wybuchnął Gary. - Ale to
brzmi! Nie wiem, co pan zamówił, ale chciałbym to samo!
I kto by się tego spodziewał po nieokrzesanym czterna-
stolatku, który kilkanaście razy był aresztowany za włama-
nia i kradzieże samochodów?
Gabe wybuchnął śmiechem. Odrzucił głowę do tyłu i
S
R
napotkał wzrok Stephanie. Próbowała się opanować, tylko
ramiona jej podrygiwały od powstrzymywanego śmiechu.
Dziś poznał kolejne wcielenie Stephanie Dawson. Za-
dziwiające jak znakomicie dopasowała się do tutejszych
warunków.
Po tym, jak wspólnie odbierali poród Lucky'ego, dotar-
ło do niego, że Stephanie potrafi wykonać każdą pracę:
bez problemu przygotuje posiłek dla grupy młodocianych
przestępców, którzy czekali, aż dostaną-szansę, żeby od
nowa zacząć życie, ale równie dobrze czułaby się, podej-
mując obiadem przywódców państw, obradujących nad
problemami światowego pokoju.
Już kilka razy od jej przyjazdu kusiło go, żeby zadzwo-
nić do ojca. Chciał ponownie usłyszeć, że Stephanie nad
prawdziwą miłość przedkłada małżeństwo z wysoko mie-
rzącym politykiem.
Utwierdziłoby go to w przekonaniu, aby trzymać się od
niej z daleka, kiedy podejmie pracę w Kalispell. Niech to
piekło pochłonie! Pragnął jej tak mocno, że nie był pe-
wien, czy nie włamie się dziś w nocy do jej maleńkiego
pokoiku.
Do ojca jednak może zadzwonić najwcześniej o dzie-
siątej; na Wschodnim Wybrzeżu będzie wtedy pierwsza.
Planował, że przeprowadzi tę rozmowę za pół roku, jednak
wydarzenia, na które nie miał wpływu, zmieniły jego
pierwotne plany.
Zajęty rozmyślaniem nie zauważył, że wszyscy skoń-
czyli już jeść i czekają aż zdmuchnie świeczki na torcie.
Ponaglany przez Gary'ego wstał od stołu. Clover jak
cień szła tuż za nim.
S
R
- Pomyśl życzenie - poinstruowała go Marva. Stepha-
nie poparła kucharkę, energicznie kiwając głową.
%7łyczenie... Było niezmienne od czasu, gdy zaprosił
Stephanie na kolację pamiętnego wieczoru.
%7łyczenie, aby odpowiedz na pytanie, czy chce zostać
Pierwszą Damą, brzmiała:  Tylko jako twoja żona. Ko-
cham cię tak bardzo, że z tobą zamieszkałabym nawet w
najbiedniejszej lepiance".
Jednak nie udzieliła poprawnej odpowiedzi. Niemal go
to zniszczyło, tak jak teraz do ruiny mogła go doprowadzić
jej obecność na ranczu.
Gdy tylko zdmuchnął świeczki, pokrojono tort. Przyję-
cie samo w sobie było sukcesem, a co więcej wspaniała ro-
dzinna atmosfera pozwoliła przełamać lody między
uczniami a personelem. Chciał podziękować Stephanie za
ten niewiarygodny cud.
Rozejrzał się za nią. Stała niemal osaczona przez Mac-
ka, który przez cały wieczór zachowywał się wyjątkowo
natarczywie. Nie można za to winić Stephanie. Dobrze
wiedział, że nigdy nie zachowywała się prowokacyjnie
wobec mężczyzn. Zawsze lgnęli do niej bez najmniejszej
zachęty.
- Zanim się rozejdziecie, podziękujmy Marvie i Teri za
ten wspaniały wieczór.
Mocno zaczerwieniona kucharka sprzątała talerze, słu-
chając gorących podziękowań. Stephanie przy zlewie szy-
kowała się do mycia naczyń. Mack uzbrojony w ścierkę
najwyrazniej zamierzał służyć jej pomocą. Nie było wyj-
ścia. Gabe musiał poczekać z podziękowaniami, aż zosta-
nie sama. Został chwilę, pomagając Marvie w składaniu
białych obrusów i przygotowaniu stołów na rano.
S
R
-Gabe? - Na dzwięk podenerwowanego kobiecego gło-
su wszyscy jednocześnie odwrócili głowy w stronę drzwi.
Madelaine. Niemal o niej zapomniał. Nawet nie zauwa-
żył, czy zeszli na kolację. Coś się stało!
- Gdzie Clay? - spytał niespokojnie.
- Nie wiem. Pokazywał mi swój domek. Powiedziałam
mu wtedy wszystko i nagle wybiegł na zewnątrz. Pobie-
głam za nim, wołałam, ale nie mogłam go znalezć. Przy-
szłam więc po ciebie.
Nie mógł odejść daleko. Czekaj na mnie w salonie.
Mack stał już obok.
- Co się dzieje, szefie?
- Clay zniknął.
- Skrzyknę tylko chłopaków i ruszamy w teren.
- Za chwilę do was dołączę. Marva dotknęła ramienia
Gabe'a.
- Możemy wam jakoś pomóc?
- Zaopiekujcie się panią Talbot.
- Chyba ją zaprowadzę do pokoju gościnnego?
- O, świetnie.
- Przygotuję tacę z kolacją - zaproponowała Stephanie.
Gabe spojrzał jej w oczy.
- Nie powinna zostawać sama.
- O nic się nie martw.
Poczuł ulgę i wdzięczność, że bez zbędnych słów rozu-
mie jego obawy. Spokojny o Madelaine przeszedł szybko
do biura. Stąd można było uruchomić zamek głównej bra-
my i elektryczne zabezpieczenie ogrodzenia. Nawet sprin-
tem Clay nie zdążył jeszcze pokonać odległości, jaka dzie-
liła go od najbliższego wyjścia. Jeśli ukrył się gdzieś na
S
R
ranczu, znajdą go prędzej czy pózniej. I lepiej, żeby to oni
go odszukali, a nie policja. Sędzia nie da chłopcu kolejnej
szansy,
Zawiadomił jeszcze o całej sprawie Wrigleyów i już
siedział w aucie.
No, dobra, Clay, pomyślał. Czas wyłożyć karty na stół.
Należało to zrobić tego dnia, kiedy pojechali ze Stephanie
po zakupy.
Stephanie postawiła na tacy z kolacją filiżankę gorącej
herbaty.
Marva? Wiem, dlaczego Clay uciekł, domyślam się też,
gdzie może być. Jeśli uda mi się go złapać, sądzę, ze zdo-
łam rozwiązać cały ten problem. Polecę za nim, jeśli zgo-
dzisz się zostać z panią Talbot.
W porządku. Czemu jednak nie powiedziałaś tego Ga-
be'owi?
Stephanie westchnęła.
- Bo to wszystko jest strasznie skomplikowane...
- Coś o tym wiem! - mruknęła kucharka pod nosem.
Inteligentna kobieta najwidoczniej zdążyła już odkryć se-
kret Stephanie.
- Marva, zaufaj mi, proszę.
- Ależ ja ci ufam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •