[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z Frampola rzeczywisty uczestnik Powstań Zląskich, a także wieloletni działacz i członek miejscowej
OSP. Na liście tej byli wypisani właściwie prawie wszyscy znaczący obywatele z Frampola i okolic, jak
( Matraś - właściciel dworu w Radzięcinie i zarazem powiatowy Prezes OSP w Biłgoraju. Następnie
dalej peowiacy jak Józef Kłos, Bolesław Wąsek, a także nauczyciele, urzędnicy i co bogatsi
gospodarze - czyli praktycznie wszyscy ci, którzy w jakiś sposób byli związani z ruchem
niepodległościowym (POW) czy działalnością społeczną" (por. R. Jasiński: Frampolski wrzesień 1939
roku (cz. II), w czasopiśmie Towarzystwa Przyjaciół Frampola "Wokół Frampola", kwiecień 1997, nr 2,
s. 14, 15).
Relacja na temat przygotowanej we Frampolu listy Polaków do wywózki na wschód jest nader
wymownym świadectwem z paru względów. Pokazuje jak planowe i systematyczne było niszczenie
polskiej inteligencji chrześcijańsko-narodowej na Kresach po 17 września 1939. Równocześnie zaś
jest jaskrawym przykładem roli odgrywanej przez skomunizowanych %7łydów z "Czerwonej Milicji" i
"Komitetów Rewolucyjnych" w rozbijaniu i likwidowaniu polskich środowisk patriotycznych. Bez
wymierzonego w środowiska polskie odpowiedniego "rozpoznania" ze strony miejscowych %7łydów
władze sowieckie miałyby dużo większe trudności w wyłapywaniu najbardziej świadomych
niepodległościowo Polaków.
Leon B. Kowalski opisał w nadesłanej do mnie relacji warunki, w jakich rozpoczęła się deportacja jego
i całej rodziny z Tarnopola na Syberię: "W dniu 13 kwietnia 1940 roku - o godz. 4.00 nasze następne
mieszkanie przy ul. Matejki 2 (w Tarnopolu) - zostało otoczone przez 5 żołnierzy NKWD, a do wnętrza
wszedł oficer z dwoma młodymi %7łydami, posiadającymi broń i opaski na ramieniu - czerwone z
czarnym napisem "Milicja". Nakazał, aby cała nasza rodzina (mama i czterech synów) w ciągu 15
minut opuściła dom rodzinny, pozostawiając dorobek życia "dla ZSRR". Towarzyszący mu %7łydzi
zarekwirowali dla Armii Czerwonej posag naszej Mamy wartości ok. 5 tys. zł. wyrywając siłą kasetkę
od płaczącej kobiety, a następnie opluwali nas, wyzywając po polsku i po rosyjsku. Nie był z tego
zadowolony nawet oficer NKWD, uciszając zapienionych pyskaczy" (wg relacji L. B. Kowalskiego z 30
sierpnia 1999, znajdującego się w moim posiadaniu).
O roli %7łydów w grabieży mienia polskiego wspomina również Grzegorz Mazur w swej historii Pokucia
w latach drugiej wojny światowej. Pisze tam m. in. "Dochodziło też do przejmowania przez nich
(%7łydów - J.R.N.) mienia skonfiskowanego Polakom, np. w Jaremczu i Mikuliczynie przejęli oni wille po
Polakach (żydowskich właścicieli z ich willi nie wywłaszczano). Miała jednak ta postawa jeszcze ten
negatywny skutek, iż z racji ich zachowania gwałtownie wzrastał antysemityzm wśród ludności
polskiej, a zwłaszcza ukraińskiej, i to często w środowiskach do tej pory filosemickich" (por. G. Mazur:
"Pokucie w latach II wojny światowej. Położenie ludności, polityka okupanta, działalność podziemna",
Kraków 1994, s. 44).
Bywały przypadki, że %7łydzi uczestniczyli w grabieniu całych wiosek, z których wywieziono wszystkich
polskich mieszkańców. Wspomina o tym ks. Józef Mroczkowski w kronice parafii w Oleszycach przy
opisie tragedii Polaków mieszkańców wioski Miłkowej, których wywieziono do Besarabii: "W styczniu
1941, wśród ciężkiej zimy i zamieci śnieżnych, przyszedł rozkaz pakowania swojego mienia i wyjazdu
do Besarabii. Rozpoczął się straszny, jakby jakiś tragiczny pochód pogrzebowy tylu ludzi (...). Około 2
tysięcy podwód brało udział w przemieszczeniu ludzi, ich mienia. Trzy dni trwały korowody tych
resztek nędzy ludzkiej z Miłkowa do stacji kolejowej w Oleszycach (...). Wnet oczyszczono z życia
biedną graniczną wioskę Miłkowo. %7łydzi pojechali wozami i zagrabili resztę tego, co jeszcze
pozostało" (por. Ks. J. Mroczkowski: Wojna w Oleszycach, "Karta", 1998, zesz. 24, s. 108, 109). [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •