[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czy prawe lewe. Nie potrafiła dać sobie z chłopcem rady i nie miała pojęcia, czy to jej wina, czy też
powody są inne. Pomyślała o psie, zastanawiając się, gdzie teraz jest, i czy Edward nie sprowokował
go celowo na jej benefis. Trudno jej było jednak w to uwierzyć, ponieważ atak Kapitana Kirka robił
wrażenie całkowicie spontanicznego.
W ciągu ostatnich dziesięciu minut Edward znów stał się rozmowny. Zaczął ją wypytywać o
skamieliny i wyjaśniła mu, jak na ich podstawie można datować przeszłość, ucieszona, że tak go to
interesuje.
Kiedy doszli do drzwi domu, zapytał:
- Umiesz grać w ping-ponga?
- Nie grałam od wieków.
- Chciałabyś zagrać jedną partię?
Uśmiechnęła się, czując lekkie znużenie.
- Dobrze, ale krótką. Jestem zmęczona.
Posłał jej spojrzenie tak figlarne, że ogarnęła ją ochota, by wyciągnąć rękę i w geście sympatii
potargać mu włosy, ale przypomniała sobie nieznaczny wyraz rozdrażnienia na jego buzi, gdy zrobił
to Oliver. Powstrzymało ją również coś innego: nie śmiała.
Przed grą poszli do kuchni, żeby przegryzć po kanapce. Frannie skończyła swoją pierwsza i czekając
na Edwarda powędrowała do biblioteki. Był to zdumiewająco mały i wąski pokój, który pełnił też
chyba funkcję gabinetu. Na ścianach po obu stronach biurka wisiało kilka odręcznych wykresów.
Jeden wyglądał na drzewo genealogiczne. Inny pokrywało mnóstwo matematycznych obliczeń. Reszta
ścian była od podłogi do sufitu zastawiona rzędami półek z książkami, które Frannie chętnie by
obejrzała zamiast grać w ping-ponga, ale czuła, że powinna zagrać.
Z zamyślenia wyrwało ją nadejście Edwarda, który, bojąc się, żeby nie zmieniła zdania, zaprowadził
ją na górę i pociągnął ciemnym korytarzem obok jej sypialni. Gdy zbliżyli się do następnych drzwi,
powiedział:
- To mój pokój. Pokażę ci go pózniej, jeśli chcesz.
- Dziękuję.
Minęli jeszcze parę drzwi, po czym korytarz ostro skręcił w lewo. Edward wspiął się po wąskich
schodach na poddasze, do ogromnego, mrocznego pokoju zabaw, który zdawał się ciągnąć przez całe
skrzydło domu. Stał tam stół ping-pongowy.
Frannie, chociaż przegrała, dobrze się spisywała podczas gry. Obiecawszy Edwardowi, że następnego
dnia pójdzie z nim obejrzeć sad, przeprosiła go i poszła do swojej sypialni. Zamykając drzwi poczuła
ulgę, że wreszcie będzie przez kilka minut sama.
Przez otwarte okno zobaczyła, że parking dla zwiedzających jest pusty, a budka z biletami zamknięta.
ma latała niezgrabnie po pokoju, obijając się o ściany.
Mam nadzieję, że nie zamierzasz spać z moim tatusiem.
Po czole spłynęła jej kropla potu. Włożyła rękę do kieszeni, ale nie wymacała chusteczki. Wsunęła
rękę głębiej. Kieszeń była pusta. Przypomniawszy sobie, że wycierała czoło w czasie gry, poszła do
pokoju zabaw. Skąpe światło wpadające przez małe mansardowe okna, umieszczone tak wysoko, by
nie mogło ich dosięgnąć dziecko, stwarzało w pomieszczeniu więzienną atmosferę.
Za jednym z okien przeleciał jakiś ptak i jego cień przesunął się po ścianie. Frannie uderzyła
całkowita cisza zalegająca pokój. Deska zaskrzypiała jej pod nogą. Poszła dalej, stawiając lżejsze
kroki, żeby nie usłyszał jej Edward.
Chusteczka leżała na podłodze pod stołem ping-pongowym. Frannie podniosła ją i otrzepała z kurzu.
Co za smutny pokój, pomyślała, rozglądając się dookoła, i spróbowała wyobrazić sobie bawiącego się
tu samotnie Edwarda. W kącie stal stary koń na biegunach, być może wiktoriański; prawdopodobnie
znajdował się tu od lat i jezdziły na nim całe pokolenia małych Halkinów. Oliver. Ojciec Olivera.
Podeszła do półek z książkami i rzuciła okiem na tytuły. William. Jennings.  The Famous Five .
Biggies. Stare książki, niektóre z podartymi okładkami, niektóre w ogóle bez okładek. Niektóre sama
kiedyś czytała:  Baśnie braci Grimm,  Struwwelpeter , rocznik  Eagle i  Beano Bumper Book .
Nagle zauważyła album ze zdjęciami i wyciągnęła go z półki.
Był ciężki i żeby go otworzyć, położyła go na stole ping-pongo-wym. Pierwsze, kolorowe zdjęcie
przedstawiało nagie niemowlę leżące na plecach z rączkami i nóżkami wyciągniętymi do góry.
 Edward, 2 dni , brzmiał odręczny podpis wykonany czarnym atramentem.
Odwróciła grubą stronę. Dalej były różne zdjęcia matki Edwarda, tulącej go do siebie na szpitalnym
łóżku. Frannie z zafascynowaniem przyglądała się młodszej wersji tej Sarah Henrietty Louise, którą
widziała na fotografiach w kuchni. Zauważyła ten sam sposób trzymania głowy, te same klasyczne
rysy i porównując je ze swoimi wydała się sobie raczej brzydka. Jej podejrzenia co do motywów,
którymi kierował się Oliver zapraszając ją tutaj, zaczęły powracać. Dalej album zawierał zdjęcia
pokazujące dorastanie Edwarda. Przypatrywała się im uważnie, usiłując dostrzec także wyraz jego
buzi, szukając wskazówek, które mogłyby jej pomóc w wyjaśnieniu dziwnego zachowania chłopca.
Nie znalazła żadnych.
Gdy odwróciła ostatnią stronę, zobaczyła złożony wycinek z gazety. Zaciekawiona, rozłożyła go.
Pochodził z  Mid-Sussex Times z dnia 10 sierpnia 1991 roku. Artykuł pośrodku został obwiedziony
czerwonym długopisem. Jego tytuł brzmiał: MIESZKANIEC SUSSEX ZASTRZELONY W
AMERYKACSKIEJ ULICZNEJ MAKABRZE.
Zaczęła czytać.
Mieszkaniec Sussex został zastrzelony przez bandytę podczas pobytu na wakacjach w Ameryce.
Jonathan Mountjoy, lat 25, rzeczoznawca ceramiki u Sothe-by ego, opuścił w zeszły piątek swój dom
przy High Street w Cuckfield, by udać się na swe wymarzone wakacje.
Jego śmierć wstrząsnęła sąsiadami.  Był łagodnym młodym człowiekiem, który nie skrzywdziłby
nawet muchy , powiedziała sąsiadka Ann Wilson.
Rzecznik prasowy Departamentu Policji okręgu Waszyngton DC powiedział:  Była to szczególnie
występna zbrodnia, której ofiarą padł nieuzbrojony turysta. Energicznie poszukujemy sprawcy.
Frannie przerwała czytanie i wróciła do początku artykułu, aby się upewnić, czy nie zwodzi jej wzrok.
Jonathan Mountjoy. Nie można się też było mylić co do twarzy na zdjęciu; musiało pochodzić z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •