[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Usiedliśmy na białym piasku i patrzyliśmy na morze. U stóp
klifów było ciepło. Dotknęła mojej dłoni.
- Naucz mnie pływać - powiedziała.
- Nie tutaj - odparłem.
Był przypływ. Wysokie fale gnały jak oszalałe. Tworzyły
się w odległości stu jardów, a potem pędziły przed siebie.
Kiedy rozbijały się o brzeg, koronka piany eksplodowała jak
"błyskawica.
- Nikt nie uczy się pływać we wzburzonej wodzie.
Zaśmiała się i zaczęła rozbierać. Była brązowiutka pod
spodem i był to naturalny brąz, nie opalenizna. Moje ciało
straszyło bladością. Wciągnąłem brzuch, żeby ukryć fałdę
tłuszczu. Camilla spojrzała na moje blade nogi i biodra
i uśmiechnęła się. Odetchnąłem z ulgą, kiedy ruszyła w stro
nÄ™ wody.
Piasek był miękki i ciepły. Siedzieliśmy zwróceni ku mo
rzu i rozmawialiśmy o pływaniu. Potem pokazałem jej pod
stawowe ruchy. Leżąc na brzuchu, wymachiwała rękami i no-
87
gami, piasek sypał jej w twarz. Powtarzała moje ruchy bez
entuzjazmu. W końcu usiadła.
- Nie lubię uczyć się pływać - oświadczyła.
Oblepieni z przodu piaskiem weszliśmy do wody, trzyma
jąc się za ręce. Z początku wydawała się zimna, potem w sam
raz. Nigdy wcześniej nie kąpałem się w oceanie. Brnąłem co
raz głębiej, aż zanurzyłem się po szyję. Potem zacząłem płynąć.
Fale unosiły mnie. Nurkowałem pod nadpływającymi grzy
waczami. Przetaczały się nade mną niegroznie. Nabierałem
wprawy. Kiedy dopłynąłem do dużych grzywaczy, wskakiwa
łem na ich grzbiety, a one niosły mnie w stronę brzegu.
Popatrzyłem na Camillę. Wchodziła do wody po kolana,
a widząc nadciągającą falę, uciekała ku plaży. Potem znów
wracała. Krzyczała z uciechy. Kiedy uderzyła w nią fala, pis
nęła i zniknęła pod wodą. Po chwili znów się pojawiła, śmie
jąc się i krzycząc. Zawołałem, żeby tak nie ryzykowała, ale
ona szła już chwiejnym krokiem na spotkanie kolejnego
grzywacza, który zmiótł ją z impetem. Potoczyła się jak kiść
bananów. Potem zaczęła brnąć w stronę brzegu cała lśniąca,
trzymając się za głowę. Pływałem dotąd, aż poczułem zmę
czenie. Pózniej wyszedłem z wody. Oczy szczypały mnie od
soli. Położyłem się na plecach i ciężko dyszałem. Po kilku mi
nutach odzyskałem siły, usiadłem i poczułem ochotę na pa
pierosa. Camilli nie było w zasięgu wzroku. Pomyślałem, że
jest w aucie, i poszedłem sprawdzić. Nie było jej tam. Pobieg
łem nad wodę i przez chwilę przeczesywałem wzrokiem
spienione fale. Zawołałem ją.
Potem usłyszałem krzyk. Dobiegł z daleka, z zasnutego mgłą
obszaru mniej wzburzonej wody, już za spienionymi falami,
88
dobre sio jardów od brzegu. Znowu krzyknęła: Ratunku!".
Wskoczyłem do wody, rozbiłem piersią kilka pierwszych fal
i zacząłem płynąć. Głos Camilli ginął w ogólnym tumulcie.
Płynę do ciebie!" - zawołałem raz i drugi, a potem jeszcze
parę razy. Pózniej zamilkłem, bo musiałem oszczędzać siły.
Z grzywaczami poradziłem sobie bez trudu, nurkując pod ni
mi, ale mniejsze fale były dokuczliwe, ochlapywały mi twarz,
dławiły mnie. W końcu dotarłem do obszaru spokojniejszej
wody. Drobne fale skakały mi do ust. Krzyki Camilli ustały.
Młóciłem rękami wodę, nasłuchując kolejnego krzyku. Na
próżno jednak. Potem zawołałem, ale niemal bezgłośnie,
z ustami pod wodÄ….
Opadłem z sił. Zalewały mnie małe fale. Krztusiłem się wo
dą, znikałem pod nią. Modliłem się, jęczałem i walczyłem
z żywiołem, choć wiedziałem, że nie powinienem. Morze było
w tym miejscu spokojne. Od strony lądu dobiegał szum grzy
waczy. Zawołałem, odczekałem chwilę i znów zawołałem.
%7ładnej odpowiedzi prócz plusku fal. Potem coś się stało z pal
cami mojej prawej stopy. Złapał mnie skurc-z. Kiedy wierzgną
łem nogą, ból przeszył udo. Chciałem żyć. Boże, nie zabieraj
mnie jeszcze do siebie! Popłynąłem w kierunku brzegu.
Znów znalazłem się pośród dużych fal, słyszałem ich głoś
ny ryk. Jednak wydawało się, że jest już za pózno. Nie mog
łem płynąć, ledwie poruszałem rękami, prawa noga bolała
jak diabli. Liczyło się tylko to, by oddychać. Podwodny prąd
ściągał mnie, miotał moim ciałem. To był koniec Camilli, to
był koniec Arturo Bandiniego - ale nawet wtedy skrupulatnie
wszystko notowałem, przelewałem w wyobrazni na papier,
choć dryfowałem smagany ostrymi ziarenkami piasku, prze-
89
konany, że nie wyjdę z tego cało. W końcu jednak poczułem
grunt pod nogami i zacząłem brnąć obojętnie w wodzie po
pas, całkowicie wyczerpany, ale z jasnym umysłem. Tworzy
łem swoje dzieło, martwiłem się nadmiarem przymiotników.
Kolejna fala powaliła mnie, zalała i pociągnęła ku wodzie
głębokiej na stopę. Wyszedłem na czworakach na brzeg, za
stanawiając się, czy ułożyć wiersz o tym, co się stało. Pomy
ślałem o Camilli i zaszlochałem, po czym stwierdziłem ze
zdziwieniem, że moje łzy są bardziej słone niż woda morska.
Ale nie mogłem leżeć na plaży, musiałem wezwać pomoc.
Wstałem z piasku i ruszyłem, zataczając się, w stronę auta.
Było mi bardzo zimno i dzwoniłem zębami.
Odwróciłem się i spojrzałem na morze. Niespełna pięć
dziesiąt stóp ode mnie Camilla brnęła w wodzie po pas.
Zmiała się, krztusiła ze śmiechu, zachwycona kawałem, któ
ry mi zrobiła. Kiedy zobaczyłem, jak nurkuje pod następną
falą - z gracją i zwinnością foki, cała sprawa wydała mi się
mało zabawna. Idąc w kierunku Camilli, czułem, że z każ
dym krokiem przybywa mi sił. Chwyciłem ją i przewiesiłem
sobie przez ramię, nie zważając na to, że wbija paznokcie
w moją głowę i wyrywa mi włosy. Potem uniosłem ją nad gło
wą tak wysoko, jak tylko mogłem, i rzuciłem w wodę o głębo
kości kilku stóp. Wylądowała z głuchym pluskiem, tracąc od
dech. Wyciągnąłem ją na brzeg, złapałem oburącz za włosy
i przeciÄ…gnÄ…Å‚em jej twarzÄ… i ustami po mokrym piasku. Potem
zostawiłem ją tam pełzającą na czworakach, płaczącą i poję
kującą, a sam poszedłem do auta. Wspomniała wcześniej, że
na tylnym siedzeniu jest koc. Owinąłem się nim i położyłem
na ciepłym piasku.
90
Wkrótce Camilla przeszła po grząskim piasku i znalazła
mnie siedzącego pod kocem. Stanęła przede mną czysta,
ociekająca wodą, dumna ze swej nagości. Obróciła się parę
razy, prezentując swoje wdzięki.
- Lubisz mnie jeszcze?
Zerkałem na nią, nie mogąc wykrztusić słowa. Kiwnąłem
głową i uśmiechnąłem się. Weszła na koc i powiedziała, że
bym się posunął. Kiedy zrobiłem jej miejsce, wślizgnęła się
pod koc. Jej ciało było mokre i zimne. Poprosiła, żebym ją ob
jął. Objąłem, a wtedy pocałowała mnie wilgotnymi, chłodny
mi ustami. Leżeliśmy długo. Byłem przygnębiony i przestra
szony, nie czułem żadnego podniecenia. Wyrosło między
nami coś na kształt szarego kwiatu, jakaś zmaterializowana
myśl mówiąca o dzielącej nas przepaści. Nie wiedziałem, co
to jest. Czułem, że Camilla czeka. Przesunąłem palcami po
jej brzuchu i nogach, lecz moje zmysły nie reagowały, szuka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Pokrewne
- Home
- Saul John Kronika Blackstone 01 Oko za oko.Lalka
- Barry Eisler John Rain 06 Requiem for an Assassin
- Jutro 02 W pułapce nocy Marsden John
- John Gardner Bond 22 Win_Lose_Or_Die
- John Jakes The Girl in the Golden Cage
- John Barnes A Million Open Doors
- John Ringo Princess of Wands ARC
- Tribesmen of Gor John Norman
- John Varley Gaea 1 Titan
- John W. Campbell Out of Night
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sherlockbbc.pev.pl